2016-08-31

O co ten spór

Najważniejszy spór polityczny w Polsce nie toczy się między rządem a opozycją. Ani między partią PiS i jakąkolwiek inną partią. Obecny podział, w swej substancji, nie różni się niczym od społeczno-politycznych podziałów odnotowanych i opisanych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Jest jednak od wszystkich poprzednich bardziej wyrazisty. Stawia kropkę nad "i", bo ma charakter czysto konstytucyjny. To podział między tymi, dla których konstytucja z zasady jest instrumentem kontroli nad władzą, a tymi, którzy skłonni są powierzyć władzy kontrolę nad konstytucją.

Kolejne sondaże, czego by o sondażach nie myśleć, potwierdzają linię podziału znaną z wyborczej geografii, przynajmniej odkąd mamy w Polsce wolne wybory: dzieli ona społeczeństwo na pół.

Dla części społeczeństwa konstytucja jest niezbędnym zaworem bezpieczeństwa w demokratycznym kotle. Definiuje i dystrybuuje uprawnienia władcze, które społeczeństwo powierza swoim przedstawicielom; uruchamia automat wzajemnego równoważenia trzech komponentów władzy państwowej i reguluje stosunki między różnym grupami społecznymi; stanowi instrument nadzoru społeczeństwa nad władzą wykonawczą oraz gwarnację niezawisłości władzy sądowniczej i reprezentatywności władzy ustawodawczej. Jest fundamentem zapewniającym długookresową stabilność państwa. Ich wyrazicielem jest Komitet Obrony Demokracji, ich sztandarem - poparcie dla Trybunału Konstytucyjnego.

Dla drugiej części społeczeństwa konstytucja ma znaczenie drugorzędne, zarówno politycznie, jako element składowy koncepcji państwa, jak i prawnie, ze względu na swoje miejsce w hierarchii praw. Jest jednym z elementów układanki, którą można rozsypać i złożyć przy okazji wyborów. Bo demokracja to dla nich przede wszystkim wybory: są wybory, jest demokracja. Nie ma wyborów, nie ma demokracji. Wybory nie służą jednak do wyłonienia przedstawicieli, ale do przekazania władzy. Władza zaś oznacza obowiązek sprawiania przyjemności tym, którzy na nią głosowali, oraz prawo do pozycji herszta bandy w systemie podziału łupów. Podział łupów uznają za naturalną zasadę tego świata, demokracja tej zasadzie również podlega.

Konstytucja w powyborczym podziale łupów ogrywa funkcję czysto formalną: jeżeli władza uważa, że konstytucja przeszkadza jej w sprawianiu swojemu elektoratowi przyjemności, to może konstytucję zinterpretować w taki sposób, żeby nie przeszkadzała. I wtedy elektorat takiej interpretacji przyklaśnie, byle tylko udało się władzy utrzymać w elektoracie przekonanie, że wszystko co władza robi, służy elektoratowi. Władza z natury rzeczy jest wykonawcza, inne konstytucyjne rodzaje władzy to jakaś mrzonka, zbędne ozdobniki. Jesli przeszkadzają, można się ich pozbyć. Wyrazicielem tej części społeczeństwa jest przede wszystkim PiS, ale również takie partie i partyjki jak ugrupowania Kukiza lub Korwina-Mikkego. Nie ma natomiast po tej stronie odpowiednika KOD. W jakiejś mierze społeczną, niepartyjną reprezentację tej grupie obywateli zapewniały do niedawna Kluby Gazety Polskiej, ale ich aktywność zamarła, gdy PiS zdobył władzę. Trudno też bojówki fanatyków uznać za ruch społeczny.

 

Na podobny temat:

"Buntu nie będzie" (10/07/2016)

"Murem za Wałęsą" (28/02/2016)

 

2016-08-23

Soros i Sobieski, dwa bratanki

Kiedy opowiadam węgierskim przyjaciołom, że Sorosem w Polsce dzieci straszą (przynajmniej w mediach narodowych), otwierają szeroko oczy ze zdumienia, że u nas też. Bo u nich owszem, Soros juz dawno przez władzę narodową został ogłoszony zdrajcą, ale to Węgier. No właśnie, tlumaczę: dlatego, że zdrajca na Węgrzech to w Polsce można na nim psy wieszać. Na innych Węgrach nie można, bo wszyscy inni popierają Orbàna i kibicują polskiej dobrej zmianie (przynajmniej w mediach narodowych).  


George Soros ©Niccolò Caranti
Wypromowanie Sorosa na wroga Narodu Polskiego nie jest rozwiązaniem idealnym, bo zdrajca nie zdrajca, żyd nie żyd, ale jednak Węgier i dlatego jego wrogie działania tłumaczyć można w mediach narodowych  jedynie poprzez interes finansowy, z natury rzeczy sprzeczny z interesem polskim, a to trochę za mało. Żydostwa wyciągnąć mu wprost nie można, bo wróg nie śpi i zaraz bezpodstawnie oskarży Polski Naród o antysemityzm (a, niestety, z powodu "Sąsiadów" Grossa, "Idy" Pawlikowskiego i "pedagogiki wstydu" Zachodowi się wydaje, że Polacy to antysemici). 

Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli własnego zdrajcę-kapitalistę, bo wtedy można by zastosować targowicką ornamentację, a na tym bardzo zyskałby styl przekazu. W końcu rytuał narodowej ewangelizacji też się liczy. Przypadek Sorosa pokazuje jak bardzo potrzebna jest polonizacja polskiej gospodarki. Gdybyśmy mieli własnego milionera promującego społeczeństwo otwarte (wedle terminologii mediów narodowych chodzi o wpuszczanie terrorystów, nic wspólnego z Karlem Popperem), żyda na dodatek (nic nie trzeba mówić, mrugnięcie okiem wystarczy), to też moglibyśmy go ogłosić zdrajcą, a tak, niestety, musimy sobie sobie zdrajcę pożyczyć od bratanków Madziarów i przystosować do naszych potrzeb. 

Na szczęścicie przystosowanie nie jest takie trudne, bo rząd PiS i rząd Fideszu mają podobne, by nie powiedzieć bliźniacze potrzeby i metody działania. Weźmy na przykład taką politykę historyczną. W Polsce Kaczyńskiego, tak jak na Węgrzech Orbàna  polityka historyczna to rodzaj pojęciowej plasteliny, z której lepi się przeszłość wedle najmodniejszych wzorów odpowiadających potrzebom teraźniejszości. I tu i tam rządzący są przekonani, że to fundament każdego działania, niezbędne uprawomocnieni każdej polityki. 

Oczywiście ta bliskość, choć piękna, nie jest wolna od zagrożeń. Z niepokojem czekam na dzień, w którym Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz odkryją, co Węgrzy wypisują w szkolnych podręcznikach historii. Otóż wbrew oczywistej oczywistości piszą tam, że to oni byli przedmurzem chrześcijaństwa: walcząc w XIII wieku z Mongołami, w XVI i XVII z Turkami, a w czasie drugiej wojny światowej z bolszewikami. Dziś, wobec zlaicyzowanego i liberalnego Zachodu, znów stanowią awangardę odbudowy narodowo-chrzescijańskiej Europy.  To samo mniej więcej mówi PiS, tylko że wedle polskiej polityki historycznej to Polska jest przedmurzem chrześcijaństwa. Jest jednak wyjście: możemy się z Węgrami podzielić Janem Sobieskim, jak oni podzielili się Georgem Sorosem. 

NB. Tekst powstał pod wpływem porażającego arogancją infantylnej propagandy materiału na temat nieistniejacej listy Sorosa wyemitowanego kilka dni temu w Wiadomościach. 

Na podobny temat:

Alternatywna Europa byłych demoludów (6.03.2013)


Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...