2015-12-08

Komu leży a komu nie debata o Polsce w Parlamencie Europejskim

Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru przyjechali do Brukseli by nie dopuścić do planowanej w Parlamencie Europejskim debaty plenarnej w sprawie stanu praworządności w Polsce. Obaj są przekonani, że debata, wymierzona przecież w antykonstytucyjne poczynania PiS, może im bardziej zaszkodzić niż pomóc. Dlaczego? Bo obaj są wyznawcami dewizy, wedle której swoje brudy trzeba prać w domu. Obaj też, pewnie słusznie, wierzą, że tę samą dewizę wyznaje większość Polaków. Debata w tym momencie nie pasuje też do partyjnej taktyki obu liderów. Co jeszcze ich łączy? Ani jeden ani drugi nie czuje politycznego rytmu, wedle którego żyje Unia.

O zorganizowanie debaty na najbliższej sesji w Straburgu pierwszy wystąpił Manfred Weber, szef klubu EPL w parlamencie europejskim, do którego należą PO i PSL. Ale pomysł spodobał się też socjalistom z S&D (tam należą posłowie SLD) i liberałom z klubu ALDE, który w debatach o prawach człowieka, demokracji i praworządności zwykle wiedzie prym. W ALDE co prawda polskich europosłów nie ma (na razie, bo przynajmniej dwa transfery z PO są oczekiwane), ale lider ugrupowania Guy Verhofstadt utrzymuje regularny kontakt z Ryszardem Petru i był bodajże pierwszym politykiem unijnym, który natychmiast po ogłoszeniu wyborów do sejmu złożył polskim liberałom tweeterowe gratulacje.

Taktyka rekonstrukcji, taktyka ekspansji

Ryszard Petru i Guy Verhofstadt w Parlamencie Europejskim
Ale tak Petru jak i Schetyna debaty w Parlamencie się boją. Nie chodzi bynajmniej o wspólne obawy sojuszników, tylko konkurentów. PiS PiS-em, ale obaj politycy najwyraźniej są przekonani, że to ich ugrupowania nawzajem stanowią wobec siebie największe zagrożenie. Nowoczesna wierzy w swoją dobrą passę i dalszy szybki wzrost poparcia w sondażach. Jesli ta wiara jest uzasadniona, to będzie on następował nieuchronnie kosztem Platformy, a centrowy, umiarkowany elektorat PiS (wierzyć się nie chce, ale jest taki), naiwnie zaskoczony poczynaniami "swojego" rządu i "swojego" prezydenta, będzie stopniowo przechodził na stronę Nowoczesnej, a nie PO. Podobnie jak parę innych ugrupowań Nowoczesna liczy na przechwycenie na swoje konto spodziewnego (czy zasadnie, to inna kwestia) sukcesu manifestacji w obronie demokracji organizowanej przez KOD 12 grudnia.

Jeśli przyjąć, że Polacy alergicznie zareagują na krytykę Polski przez obcych, bo nie lubią jak im zagraniczni zaglądają przez okno, to faktycznie debata w Strasburgu skomplikowałaby sytuację, wprowadziłaby niepotrzebne zamieszanie w głowach ludzi, którzy 12 grudnia przyjdą prać swoje brudy u siebie, to znaczy przed Trybunałem Konstytucyjnym. Może byłoby ich mniej? Może uwierzyliby w międzynarodowy spisek, spisek obcej finansjery, Niemców i innych, przeciw - było nie było - polskiemu rządowi? Te obawy nie są bezzasadne, jeśli popatrzeć jak skutecznie Viktor Orbàn wykorzystał międzynarodową krytykę dla wzmocnienia swojej pozycji na poziomie krajowym. A poparcie w sondażach trzeba zdobyć szybko, i szybko powiększyć dystans wobec PO, może nawet dogonić PiS w poziomie poparcia. Wszystko, co może marsz Nowoczesnej po sukces spowolnić, należy wyeliminować i dlatego Petru żadnej debaty w Strasburgu sobie nie życzy. Co więcej, podobnie jak Schetyna, ogłaszając w mediach, że debaty nie ma, bo ją zablokował, wytrąca PiS broń z rąk.

Grzegorz Schetyna wśród politykow PO w Parlamencie Europejskim
Schetyna jest w znacznie gorszej sytuacji. Platforma jest pogrążona w wyniszczającej, bo niekończącej się kampanii wyborczej, w której stawką jest masa upadłościowa po Ewie Kopacz. Jest sparaliżowana. Co więcej, ma powody by się obawiać, że odpowiedzialność za zorganizowanie debaty o Polsce na forum europejskim PiS zrzuci na PO. Już zaczął. Płynąca ze Strasburga krytyka (bo co do tego, że konkluzje debaty byłyby krytyczne nie można mieć wątpliwości), paradoksalnie, mogłaby osłabić Platformę w tym krytycznym dla niej momencie.

Wygląda na to, że sukces Nowoczesnej pozostaje w sprzeczności z renesansem Platformy. I w jakimś stopniu na odwrót. A jednak partyjna taktyka rekonstrukcji doprowadziła PO do tych samych konkluzji, do których doszła Nowoczesna w ramach partyjnej taktyki ekspansji. Jeżeli rzeczywiście przeważająca część Polaków podziela opinię, którą Zapolska przypisała Pani Dulskiej: "na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nic nie wiedział", to ich próby powstrzymania debaty parlamentarnej w Strasburgu są uzasadnione. Pytanie tylko, co się stanie potem, gdy Platforma już pozbiera siły i pod nowym przywództwem zacznie nadrabiać straty, w co zdaje się wierzyć Schetyna? Co stanie się, gdy ziszczą się marzenia Petru i faktycznie Nowoczesna skoczy pod niebiosa w sondażach?

Dom Europa

Już samo postawienie tych pytań odzwierciedla silny optymizm. Nie bardzo wierzę, by PO się szybko odbudowała. Chciałbym, ale nie potrafię jakoś uwierzyć, że manifestacja 12 grudnia będzie nokautem PiS i katapultą dla notowań Nowoczesnej. Nawet jednak, gdyby tak się stało, to pamiętajmy, że przecież gra nie toczy się o to, która partia którą prześcignie, jak w normalnie funkcjonującej demokracji. PiS bierze udział w zupełnie innym wyścigu. Jego działania są skoncentrowane na jak najszybszym obaleniu ustroju i przeprowadzeniu narodowej rewolucji. Tempo, w jakim PiS niszczy państwo, neutralizuje organa kontrolne, zawłaszcza instytucje sprawi, że zwycięzca gry demokratycznej będzie swój sukces świętował na pustyni, w próżni.

Bez względu na to, jak głęboka jest wiara Schetyny czy Petru w dewizy dulszczyzny, jak bardzo zaangażowanie międzynarodowej opinii publicznej będzie sprzeczne z ich doraźna taktyką, Unia Europejska i tak zainteresuje sie tym, co dzieje się w Polsce. Komisja, z debatą w Parlamencie czy bez, będzie musiała zastosować tak zwane "działania UE na rzecz umacniania praworzadności". Można ironizować na temat ograniczonych kompetencji instytucji UE, przywoływać przypadek Austrii, by zilustrować niezdolność państw członkowskich do skarcenia kogokolwiek ze swojego grona, wychwalać skuteczność Orbana w sporach z Brukselą, a i tak reakcja będzie. Musi być, bo demokracja i praworządność, które dziś są w Polsce brutalnie gwałcone, to fundamenty Unii. Trzeba też umieć odzielić debatę parlamentarną w Strasburgu, prace komisji weneckiej Rady Europy (która, przypominam, nie jest organem Unii Europejskiej), kontrolne uprawnienia Komisji Europejskiej i traktatowe zapisy dotyczące systemowego naruszania zasad praworządności (artykuł 7). Nie można tych wszystkich procedur i organizacji wrzucić do jednego worka z napisem "obca ingerencja" i z okrzykiem "Niemcy mnie biją" starać się je blokować.

Zasada prania brudów w domu też ma inne znaczenie w Polsce, która jest członkiem UE: dom, to nie to samo co kiedyś. Przystępując do Unii, Polska musiała spełnić kryteria kopenhaskie. Jako członek UE, musi tych kryteriów przestrzegać. Jeżeli nie przestrzega, jeśli łamie, to narusza nie tylko swój wewnętrzny porządek, ale także porządek całej Wspólnoty. Ściany domu, w którym te polskie brudy się pierze, są europejskie. Brusksela i Strasburg są normalnym forum do dyskusji na ten temat. Bardzo bym nie chciał, żeby za rok, może dwa, Schetyna i Petru przyjechali do Brukseli czy Strasburga jako jedynych miejsc, gdzie publicznie mogą debatować o tym co w Polsce się dzieje. Bo w Warszawie już się nie da.


PS. Konferencja Przewodniczących Parlamentu Europejskiego zdecydowała 09/12/2015 nie dodawać do porządku obrad plenarnych punktu poświęconego ocenie stanu praworządności w Polsce. Debata miała odbyć się w Strasburgu, na sesji parlamentarnej między 14 a 17 grudnia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...