2014-04-04

Solidarnie przeciw migracjom polskiego hydraulika

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że odkąd Jarosław Gowin dołączył do PJN, partyjka Pawła Kowala całkowicie już stoczyła się w otchłań populizmu. 

Parę dni temu usłyszeliśmy od lidera tego wyborczego sojuszu, że jako Polacy kupować powinniśmy tylko polskie towary. Jeśli w innych krajach przyjmą podobną logikę, to nawet nie będzie alternatywy, bo skoro nikt naszych towarów nie kupi, będziemy to musieli zrobić sami. Taka wizja handlu i rynku. Dziś bojownicy z PRJG jeżdżą po Warszawie londyńskim autobusem z demobilu, by zaprotestować przeciw wyjazdom Polaków na saksy. Z rozbawieniem obserwuję jak dołączyli do przeciwników tak zwanego "socjalnego dumpingu". Do tych co, jak Francuzi w 2005, namawiają "polskiego hydraulika", żeby pozostał u siebie i nigdzie nie jeździł.

Przypomnijmy, że sprzeciw wobec "socjalnego dumpingu" jednoczy lewicowych i prawicowych przeciwników wolnego rynku (a nawet rynku w ogóle) i zwolenników "patriotyzmu gospodarczego" w najbobogatszych krajach UE: Francuzów, Holendrów, Belgów, Duńczyków. Ostatnio też Brytyjczyków, którzy protestują przeciw obecności u siebie pacowników ze "wschodu". Symbol czerwonego, londyńskiego piętrusa, którym Paweł Kowal jeździ po Warszawie, staje się w tym kontekście bardzo czytelny.

Oczywiście, znam retorykę PRJG: chodzi o to, żeby Polacy nie byli "zmuszeni" do pracy za granicą, żeby mogli pracować w kraju. A nie mogą! Przez kogo? No przez PO przecież, to jasne, bo wcześniej mogli i poźniej też będą mogli. Co tak naprawdę "zmusza" Polaków do wyjazdu na saksy? Albo do opuszczenia kraju na stałe? Pewnie to samo, co wszystkich obywateli krajów biedniejszych, którzy szukają wyższej płacy i lepszego życia w krajach bogatszych. A z unijnym paszportem w kieszeni przychodzi im to łatwiej niż tym, którzy go nie posiadają. Unijne obywatelstwo gwarantuje bowiem swobodę przemieszczania wewnątrz Unii: studentom, pracownikom, turystom. To jedna z czterech, konstytucyjnych wolności obywatela UE. To również jedno z narzędzi wyrównywania poziomów życia w państwach członkowskich i zarządzania rynkiem pracy, przeciwdziałania bezrobociu. Populistyczna krytyka tego stanu rzeczy jest paliwem wyborczym Nigela Farage'a w Wielkiej Brytanii czy Marine Le Pen z Frontu Narodowego albo Jean-Luca Mélanchon z Partii Lewicy we Francji. Wszyscy oni są przeciwni obecności wschodnich biedaków na swoim rynku pracy, nawet na podstawie unijnych przepisów o delegowaniu pracowników. Więc owszem, retoryka jest inna we wszystkich tych przypadkach, włączając wyborczą gadkę gowinowo-kowalową, ale wspólny mianownik ten sam: sprzeciw wobec socjalnego "dumpingu", gospodarczy "patriotyzm", antyunijny suwerenizm.

Zgodnie z wyznawanym przez siebie poglądem na mobilność siły roboczej Paweł Kowal powinien pozostać w rodzinnym Rzeszowie i tam walczyć z niesprawiedliwością, która "zmusza" Rzeszowian do stołecznej emigracji. A populistycznych przyjaciół z Londynu powinien przekonać do przejażdżki po mieście hiszpańskim autobusem, bo ponad 390 tysięcy Brytyjczyków mieszka w Hiszpanii. Kto ich zmusił? Pewnie, że nie wszyscy wyjechali za chlebem, ale wielu pracuje w innych krajach UE. Niemało też, bo 46 tysięcy, poszukuje pracy poza krajem i tam pobiera zasiłek dla bezrobotnych. I nie ma w tym nic złego: wspólny unijny rynek towarów, usług i kapitału jest też rynkiem pracy. Wciąż za mało a nie za bardzo wspólnym. Jego rozwojowi służy zwiększenie wymiany i przepływu, a nie tworzenie protekcjonistycznych barier prawnych lub ideologicznych. Takich jak nawoływanie do "gospodarczego" patriotyzmu, do unarodowienia rynku. To niebezpieczny anachronizm. Testowany przez lata w Albanii. Bez powodzenia. Ale w jednym z Pawłem Kowalem trzeba się zgodzić: ludzie w Polsce powinni być bogatsi, powinni żyć lepiej, Polska powinna być dostatniejsza. Który z wyborców się z tym nie zgodzi?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...