2013-01-24

O czym zapomniał Cameron i jego polscy wielbiciele


W swoim wystąpieniu Komisję Europejską Cameron wymienił raz. Wspomniał o peryferyjnych instytucjach, nie wchodząc w szczegóły. Parlamentu Europejskiego nie wspomniał, domagał się zwiększenia roli narodowych parlamentów, bo przecież nie ma "europejskiego demosu". Skoro tak, Parlament Europejski faktycznie nie jest potrzebny, stąd jego brak w tekście, nie z zapomnienia. Zapomniał natomiast o ministrach, podejmujących decyzje w Radzie UE, o premierach i prezydentach ustalających politykę unijną w Radzie Europejskiej, bo z jego tekstu wynika, że suwerenne państwa narodowe nie mają nic do powiedzenia w UE. Tym samym więc nie ponoszą odpowiedzialności za krytykowaną przez niego kondycję UE.

Cameron zapomniał też tym razem o polityce spójności. Przy innych okazjach jednak głośno domagał się jej ograniczenia. Wiadomo, że liczy na cięcia w najbliższym wieloletnim budżecie. Nie wspomniał o brytyjskim rabacie, haraczu, na który składają się inne państwa, żeby wynagrodzić Brytyjczykom zbyt małe korzyści czerpane ze Wspólnej Polityki Rolnej i koszty wynikające z rozszerzenia UE. 

Czytałem dziś internetowe posty i tweety polskich wielbicieli Camerona, zasiadających w tym samym co on klubie w Parlamencie Europejskim, członków PJN i PiS. Wydają się bardziej przywiązani do idei narodu, niż do konkretnego narodu, własnego konkretnie. Jest bezsporne, że dla państwa o potencjale Polski silna Komisja Europejska i Parlament są gwarancją wpływu na sprawy europejskie. To zaskakujące, bo ci sami ludzie nieustannie straszą nas dominacją w UE państw większych, bogatszych i silniejszych. Nie tylko Niemcy czy Francja, ale i Wielka Brytania należy do tej grupy. Z jednej strony, popierając model współpracy (bo już nie integracji) europejskiej proponowany przez Camerona popierają zasadę, że każdy kraj robi tylko to, co mu się opłaca. Popierają zasadę egoizmu narodowego i mechanizm koniunkturalnej solidarności egoizmów jak jedyną formę współpracy. Z drugiej jednak wykazują się brakiem konsekwencji, bo Polska, jako słabszy uczestnik takiej formy współpracy, będzie zawsze na straconej pozycji. Gdzież więc obrona polskiego egoizmu? Gdzie w tym polski interes? Utopijny nacjonalizm (Thatcher przestrzegała przed utopiami!) polskich zwolenników Camerona bierze górę nad pragmatyzmem (zalecanym przez Camerona). 

Panowie z PJN i PiS: nie kochacie Unii Europejskiej - wasza sprawa, nie wierzycie w integrację europejską - wasz wybór. Ale bądźcie konsekwentni: popierając Camerona, róbcie tak jak on, bądźcie pragmatykami troszczącymi się tylko o interes własnego kraju. Nie bójcie się, że zaczniecie wtedy popierać silną UE wbrew Cameronowi. Dziś popieracie interesy Wielkiej Brytanii zdefiniowane przez człowieka, który na eurofobii chce budować swój sukces wyborczy. Pamiętajcie, że w Europie Camerona za politykę spójności Polska będzie musiała zapłacić sama. Po co to Wielkiej Brytanii? Za współpracę z Ukrainą też. Cameron może co najwyżej współpracować z ukraińskim rynkiem, nie z Ukrainą, bo po co Wielkiej Brytanii polski Commonwealth? Ale wtedy Polska może konkurencji nie wytrzymać. Partnerstwo Wschodnie? Każdy kraj będzie miał swoje własne partnerstwo. Zgody na taką Europę chce Cameron. Nie leży to w polskim interesie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...