2012-11-11

Unia dobra, ale dla Szkotów

Niewiele rzeczy bawi mnie tak, jak dyskurs niektórych brytyjskich eurofobów na temat szkockiej niepodległości. Brytyjski eurofob to nie tylko przeciwnik UE jako idei, to jednocześnie krytyk unijnej rzeczywistości, jej przepisów, sposobu życia nie-Brytyjczyków i wszystkiego właściwie co znajduje się po drugiej stronie kanału La Manche. Wielka Brytania, kraj beznadziejnej służby zdrowia, niepunktualnych pociągów i śmiesznych wtyczek elektrycznych powinien być powszechnie uznany za wzór do naśladowania.  Za swoją obecność w UE każą sobie płacić odszkodowanie, zwane "rabatem brytyjskim" (Polskę kosztuje on 182.7 milionów euro rocznie). Ale wśród argumentów, których używają, by pomysł niepodległości dla Szkotów zdezawuować regularnie posługują się groźbą, że niepodległa Szkocja nie będzie członkiem Unii Europejskiej. Zobaczycie, jeśli wystąpicie z UK, będziecie musieli się dopiero starać o członkostwo w UE. Swoją drogą, bardzo możliwe, że mają rację (zob. tekst).

To interesujące zjawisko skłania do trzech oberwacji. Po pierwsze, brytyjska eurofobia, wbrew temu co może się czasem wydawać, nie opiera się na założeniu, że UE jest niepotrzebna, bo każdy sobie może sam poradzić, a nawet poradzić lepiej. Nie każdy. Zasada ta stosuje się jedynie do Wielkiej Brytanii, z Anglią na czele. Wszyscy inni, skoro - na nieszczęście dla nich - nie mogą być częścią brytyjskiego imperium, powinni należeć do innego imperium. Po drugie, świadomość tego, że żyjemy w epoce post-imperialnej, nie zagościła jeszcze na dobre po tamtej stronie "English Chanel". Stąd postrzeganie UE jako konkurencyjnego imperium (tutaj o eurosceptycyzmie post-imperialnym). Bez wątpienia większość Brytyjczyków wie, że UK dawno już nie jest światowym cesarstwem. Ale dżentelmenom o tym mówić o tym nie wypada. A jak się nie mówi, można zapomnieć (czyż to nie jedna z zasad polityki historycznej?).

Po trzecie, płynie z tego ważna nauka dla polskich eurofobów. Otóż Polska nie jest i nigdy nie była cesarstwem.  Czy się to komu podoba czy nie, Polsce bliżej do Szkocji  niż do imperialnej Korony Brytyjskiej. My mamy niepodległość, oni jeszcze nie, oni są od kontynentu odcięci a my jesteśmy w jego centrum, ale wielkość, historia i możliwości kraju jako gracza globalnego są porównywalne. Dlatego polska opcja eurofobiczna powinna się, że tak powiem, wybić na niepodległość zamiast bezmyślnie powtarzać brytyjska argumentację. Zdobyć się na własne przemyślenia.  Ale nie sadzę, żeby intelektualnie dała radę.  Zanurzona po uszy i mózg w anachronicznym patriotyzmie narodowej cepelii, przyduszona w muzealnym kurzu, napędzana jedynie szowinistyczną nienawiścią, może się co najwyżej pokusić o antyrosyjskie i antyniemieckie odniesienia, zdobyć na paranoiczne oskarżenia o narodową zdradę. Dziś, 11 listopada, szczególnie wyraźnie to widać i słychać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...