2012-09-13

Szkoci i Katalończycy mogą utracić unijne obywatelstwo


W 2014 roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, zmieni się skład Komisji Europejskiej. Tego samego roku, o czym pamięta się rzadziej, Szkoci wypowiedzą się w sprawie swojej niepodległości. Szkockie referendum, podobnie jak katalońskie ambicje niepodległościowe, jest elementem unijnego kalendarza. Wybór niepodległości może bowiem oznaczać dla obywateli nowoutworzonych państw utratę obywatelstwa UE i prawa do reprezentacji w unijnych instytucjach.

Dziś odbywa się w Edynburgu rządowe posiedzenie na temat organizacji referendum. Zwolennicy oderwania się od Zjednoczonego Królestwa mają nadzieję, że następnym krokiem będzie rozpoczęcie rozmów między szefem brytyjskiego rządu Davidem Cameronem i szkockim premierem Aleksem Salmondem. Tymczasem Katalonia wciąż żyje sukcesem manifestacji zorganizowanej dwa dni temu z Barcelonie, największej od 1977 roku. Wtedy jednak chodziło o autonomię regionu w ramach Hiszpanii, tym razem półtora miliona ludzi (według policji, dwa miliony według organizatorów) domagało się niepodległości.

Dążenia niepodległościowe nie przypadkiem nasiliły się w czasie kryzysu gospodarczego. Zarówno Szkocja jak i Katalonia wierzą, że same poradzą sobie lepiej niż pod zwierzchnictwem Londynu i Madrytu. Wpływy podatkowe Katalonii stanowią jedną piątą hiszpańskiego budżetu. To najbogatszy region i najwięcej wpłacający do wspólnej kasy, ale też najbardziej zadłużony. Kataloński dług wynosi 42 miliardy euro. Do końca tego roku Katalonia powinna spłacić prawie sześć miliardów euro. Niewykonalne. Dlatego urzędujący w Barcelonie rząd (koalicji Convergència i Unió) zwrócił się z w sierpniu o pomoc finansową do rządu w Madrycie. Wtorkowa manifestacja, poza wyrazem rzeczywistych dążeń niepodległościowych, była bez wątpienia argumentem w negocjacjach. Trudnych, bo kasa w Madrycie też świeci pustkami.

Wiodącym hasłem barcelońskiej manifestacji była "Niepodległa Katalonia w Europie". W Szkocji najpoważniejszym argumentem przeciwników niepodległości jest jej spodziewane osamotnienie w zglobalizowanym świecie. Ich zdaniem Zjednoczone Królestwo jest dla Szkocji największym rynkiem zbytu, a nie konkurentem; brytyjska armia – gwarantem szkockiego bezpieczeństwa; budżet Londynu – zabezpieczeniem dla szkockich banków, takich jak RBS czy HBOS. Zwolennicy niepodległości uważają, tak jak Katalończycy, że odpowiedzią na wszystkie te zagrożenia jest Europa. Właściwie mają rację. Gdyby zrealizowany został  federacyjny projekt przedstawiony wczoraj przez Barroso, mieli by rację jeszcze bardziej.

Ale ostatnie deklaracje polityków i stanowisko Komisji Europejskiej to prawdziwy kubeł zimnej wody na głowy nacjonalistów. Po pierwsze, status nowego niepodległego państwa to kwestia prawa międzynarodowego, a nie unijnych traktatów. Po drugie, obywatelami UE są obywatele państw członkowskich (artykuł 20. Traktatu). Nie ma wśród nich ani Szkocji ani Katalonii. W przypadku uzyskania (czy, jak chcą nacjonaliści, odzyskania) niepodległości, oba kraje musiałyby dopiero o członkostwo w UE się ubiegać. A nawet w najprostszych przypadkach nie dzieje się to z dnia na dzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatni tekst na blogu. Bo szkoda gadać.

Przez parę lat, ze zmienną częstotliwością, publikowałem na tym blogu swoje uwagi i przemyślenia, traktując go jak rodzaj pamiętnika. Niby ...